niedziela, 28 lutego 2016

Nie chce mi się....

"Nie chcę mi się!!!!" - tak mogłabym podsumować ostatnie 2 tygodnie.
Tak, nie chciało mi się kompletnie nic.
Byłam wyssana z energii.
Najbardziej, nie chciało mi się wstać z łóżka, ale sorry, syn jakoś miał to w swojej małej, kochanej, różowej d***.
Pobudki od 2 w nocy, co godzinę  mnie wykańczały. Miałam  ochotę w nocy iść wyć z wilkami do księżyca.
Nie chciało mi się ćwiczyć z Chodakiem; nie chciało mi się gotować; nie chciało mi się nawet robić pysznych śniadanek dla Zuzi co spowodowało, że ilość jajek zjedzonych przez starszą latorośl sięgnęła zenitu.
Aż do minionego piątku.
Poszłam do kosmetyczki. Machnęłam sobie różowe paznokcie, poprawiłam facjatę i zaraz człowiekowi się raźniej zrobiło.
W sobotę wieczorem ze względu na niedzielne osiągniecie wieku jezusowego poprosiłam syna o litość i przespaną noc....i UWAGA! Tyć posłuchał. Spał nieprzerwanie do 4, zjadł i dociągnął do 6:30. Znowu zaczęło mi się chcieć.
Ale mąż w prezencie podarował mi cudowny prezent - książkę...i znowu mi się wszystkiego odechciało, oprócz jednego- chcę ją jak najszybciej przeczytać :P
Mój mąż wie, jak mnie uszczęśliwić.

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz