niedziela, 31 stycznia 2016

Singielka

Dziś o poranku miałam przemyślenia...ale od początku.

Zbudził mnie o świcie odgłos stękającego syna i wielki purrrrrrrrrrrrt. Kupsko pomyślałam. Koniec spania. Dobra, przeszło mi przez myśl, żeby obsranego Jegomościa zostawić w łóżeczku jakby zasnął, ale nie zasnął.
Z drugiego pokoju rozległo się głośne..."Mogę wstać?" . 6 godzina, a ta dziewczyna chce już wstawać...masakra. Kiedyś będzie tego żałować.
Podniosłam więc swój kuper, wyciągnęłam Młodego Obywatela z kołyski, wzięłam pod pachę razem z całym mnóstwem chusteczek nawilżanych i świeżą pieluchą.
Zaświeciłam światło w salonie...i załamałam się po raz kolejny. Pokój wyglądał tak, jakby wojsko tatarskie przez nie przeszło. Leżało tam wszystko i wszędzie.
Zrezygnowana położyłam Tyćka na podkładzie i zaczęłam przewijać...
I wtedy pojawiła się ta myśl.
Kurde, jakby było super być SINGIELKĄ.
Wstawałabym sobie o 10:00. Niepospiesznie brałabym prysznic; jadła śniadanie przegryzając każdy kęs 10 razy jak radzą dietetycy; rozwalona w piżamie na kanapie patrzałabym na Magdę Mołek podziwiając jej fajne buty i Marcina Mellera. Kiedy już znudziłabym się telewizorem poszłabym pobiegać/poczytać/ na siłownie/zrobiłabym obiad z co najmniej 8 składników/ poszła na basen/do kosmetyczki/albo na spacer o obojętnie jakiej godzinie. Wieczorem zapodałabym sobie film nominowany do Oscara albo poszła na kolację do fajnej knajpki.
I wtedy się ocknęłam z palcem umaczanym w zielone, mega śmierdzącej, 3 dniowej kupie.
Popatrzałam na tego małego Skubańca, który z rozbrajającym uśmiechem powiedział "grrrrr"; Zuzka wtedy jak stado bawołów wpadła do pokoju i dała mi siarczystego buziaka, a Stary przyniósł ciepłą, pachnącą kawunie z pianką.
I wtedy pomyślałam sobie, że wstawanie o 6 nie jest takie złe bo dzień mam dłuższy; szybki prysznic też ma swoje plusy bo mniej wody zużywam; śniadanie, które połykam z prędkością światła też może być dobre; siłownie serwuje mi Chodakowska wieczorem, a obiad makaron + cokolwiek uwielbiamy wszyscy.
Chyba jednak wolę mieć moją rodzinkę.


poniedziałek, 25 stycznia 2016

Test okrycia kąpielowego BabyOno

To nie jest post sponsorowany, mimo, że okrycie zostało mi zasponsorowane :)

Okrycie BabyOno otrzymałam do testów w jednym z portali dla dzieci, jednakże z powodu, że mój blog jest mega poczytny...no ponad 1000 odsłon to już coś (pewno Jessica Mercedes ma tyle w ciągu godziny) postanowiłam się z Wami tą recenzją również podzielić.

Okrycie kąpielowe BabyOno, welurowe o rewelacyjnych rozmiarach 100 x 100 cm.

Wygląda tak:

A Tyć w okryciu wygląda tak:


Okrycie jest duże. Spokojnie i Zuzka może z niego skorzystać. Jest bardzo miłe w dotyku więc skóra maluszka na pewno nie będzie podrażniona. Jest z jednej strony welurowe więc grubsze, cieplejsze. Tyciowi na pewno nie było w nim zimno, kiedy okryłam go po kąpieli.
Ręczniczek po praniu jest równie mięciutki mimo, że nie użyłam środka zmiękczającego.
Kapturek podszyty jest dodatkowym materiałem więc główka też nie zmarznie.
Okrycia mają fajne, żywe kolory. My mamy zielone ze słonikami, podoba nam się też szare i chyba zakupimy.
Cena ok. 50 zł.
My polecamy.

niedziela, 24 stycznia 2016

Przychodzi córka ze szkoły i....

Przychodzi córka ze szkoły i:
a) ma podbite oko;
b) ma złamane okulary;
c) ma wybity ząb.

Zaznacz poprawną odpowiedź.

Bingo! Wszystkie odpowiedzi są poprawne!

"Mamo, Kuba mi przywalił z bańki- niechcący." 

Takim to sposobem mamy nowe okulary.




Myślę sobie, wykupiłam ubezpieczenie w szkole.Eureka! Może pokrywa i zniszczone okulary.
Jest! Znajduje zapis o okularach. 200 zł, zawsze coś.
Piszę do ubezpieczyciela. Odpowiedź: "Droga Pani, zgodnie z OWU wypłacimy za okulary jak będzie uszczerbek na zdrowiu" - Fuck!
Idziemy do dentysty z dziurą w zębie, a ta odkrywa, że piątka wybita dokładnie w miejscu uderzenia.
 Myślę sobie, jest uszczerbek na zdrowiu Eureka!
Sprawdzam OWU - dotyczy tylko zębów stałych. Fuck! Wybity mleczak, choć jeszcze się trzyma na włosku.

Pewnie jakbym odkryła, że to jednak stały okazałoby się, że dotyczy tylko lewej piątki, a nie prawej. Cholerni ubezpieczyciele.

czwartek, 21 stycznia 2016

Z facetami się robi dobre interesy!

Będąc w 15 tygodniu ciąży zakupiłam kołyskę.
Jakoś tak myślałam, że się przyda.
A, że później dużo ładniejszą i fajniejszą kołyskę pożyczyliśmy od przyjaciół (pozdrawiamy Państwa S ;) ) tamta miała być na dzienne drzemki i zabawy.
O jakże ja byłam głupia i naiwna.
Zabawy w kołysce...hahahah...śmiech na sali.
"Aaaaaaaa, Mamo, noś mnie" - to jest najlepsza zabawa.
W kołysce syn spał może jakieś 3 razy po powrocie ze szpitala.
Leżał w niej jeszcze mniej bo się darł.
Po ponad 3 miesiącach używania jej jako wieszak, szafa itp. została sprzedana na rewelacyjnym portalu olx.pl (Nobla dla twórcy).
Ale, żeby nie było tak łatwo.
Zainteresowanych było wielu i można ich podzielić na kilka kategorii:
1. Babcie - bardzo chciały kupić, przyjeżdżały oglądać...ale zapomniały zapytać czy ich syn/córka chcą takową kołyskę dla jej wnuczka....zazwyczaj, nie chciał.
2. Młode mamy z mężem - Wiadomo, że kobieta nie należy do gatunku, który szybko podejmuje decyzje. Ważny jest kolor, krój, sposób migania światełka. A więc po oględzinach mąż mówił..."bierzemy", na co żona odpowiadała "nie, nie...jeszcze się zastanowimy".
1 i 2 zawsze negocjowały też cenę.
3. Facet - przyszedł, zapłacił, poszedł - bez gadania, oglądania, marudzenia.

Tak, zdecydowanie lepiej robi się interesy z facetami.
A dziś wieczorem rozpoczynamy akcję - śpimy w nowym łóżeczku :) Oby miało magiczne moce i usypiało bez krzyku na całą noc.

A no i jak zdążył poinformować mnie mąż dzięki sprzedaży mamy kasę na życie do końca miesiąca <jupi>. Iinaczej żarlibyśmy tynk, a nie eko jedzenie.

środa, 20 stycznia 2016

Konkursowe życie Matki!

Czasami sobie gram w konkursach.
Czasami sobie coś wygram.
Czasami jednak się denerwuje wygrywając!
Mój ukochany małżonek od jakiegoś czasu łazi i mędzi, że chce telefon. A że On z tych oszczędnych to przecież nie pójdzie do sklepu i sobie nie kupi....baaa On sobie nigdy nie kupił bo pierwszy telefon dostał od firmy i tak już zostało.
A że firmówka nie jest najwyższych lotów to mędzi.
Myślę sobie. Wygram mu, a co mi tam. 
Poszukałam odpowiedniego konkursu i napisałam, jak zwykle, najlepiej jak umiałam pracę konkursową.
Już podczas pisania wiedziałam, że tekst jest dobry. To się czuję. Kiedy napiszę coś ponad przeciętnego bardzo często na wyniki konkursu spoglądam ze spokojem. Czuję, że będę wśród laureatów i rzadko się mylę. Niestety, takie świetne teksty nie przychodzą często.
Napisałam więc tekst i mówię do męża : "Ten telefon jest za 3cie miejsce". On do mnie: "To nie staraj się tak bardzo!!!!!!".
I kurde znowu miałam racje. Główna nagroda nasza...tyle, że to nie telefon.
I znowu mąż niezadowolony.

I weź tu człowieku bądź uczynny.

niedziela, 17 stycznia 2016

Nowa metoda uspokajania dziecka...

Tymon jest dzieckiem wymagającym ale to już chyba wiecie.
Wstyd mi ale czasami się zastanawiam "dlaczego?".
Dlaczego to Nam trafiają się takie wymagające i mało śpiące maluchy? 
Dlaczego nie mogliśmy trafić na śpiącego "aniołka"?
Szybko jednak reflektuje się, strzelam sobie z liścia i odpowiadam sama sobie na zadane pytanie.
Dlaczego? Dlatego, że nie ma innych, takich pomysłowych rodziców :) i tylko my jesteśmy w stanie dać szczęście tym cudownym istotom jakie trafiły pod naszą strzechę.
Ale do rzeczy. Dziś odkryliśmy nową metodę uspokajania Tyma, a wszystko to dzięki Chodakowskiej, Ewie Chodakowskiej.
Dziwicie się pewno, co ma Chodakowska do uspokajania dzieci?
A no ma...a właściwie to piłka do ćwiczeń jaką kupiłam aby móc w pełni ćwiczyć "Metamorfoza w 21 dni".
Tu na marginesie dopiszę ! Dlaczego? Dlaczego to mi zostało 7 kg po ciąży gratis?
Wolę dostać gratis odzywkę do szamponu, a nawet gratis rolkę papieru toaletowego, ale kg? No proszę Cię Boże, dlaczego ja?
Zakupiwszy więc piłkę i napompowawszy ją, postanowiłam z Tymem sobie na niej poskakać.
Zasiedliśmy na niej wygodnie i Tymko stał się nad wyraz spokojny.
Myślę sobie. Fajnie, będę sobie ćwiczyć uda i Tym spokojny będzie. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
Mój syniu jest chyba jakimś pierońskim telepatą i postanowił sprawić aby moje uda były jak u Anji Rubik i kiedy dziś postanowił rozryczeć się na maksa żadne bujanie na rękach, szumisie pierdzisie i inne cholerstwa go nie uspokajały, tylko skakanie na piłce.

Dziś po powrocie ze spacerów, jeżdżeniu na łyżwach, kiedy to nogi wchodziły mi już w cztery litery Tymko postanowił również poskakać. A ponieważ miałam już ćwiczeń fizycznych serdecznie dość przejął "bounce'owanie" jego rodzony ojciec.
Zasiadłszy na piłce, trzymając w rękach swojego syna "bounce'ował" uśpiwszy Tymona przy Eska Radio!
Wielkie oczy zrobiliśmy i uznaliśmy to za przypadek.
Jakże się myliliśmy, kiedy późnym popołudniem nie sposób było uspać synia, a wystarczyło usiąść na piłę i ...kimono. Mały zasnął.
Myślę ponownie...przypadek.
Ale nie, Tymko zbudził się w czasie snu nocnego z wielkim krzykiem. Od razu poszedł w ruch odkurzacz, okap, szumiś....a Tyć nic.
Tata przywlókł piłę i śpi!
Tak, opatentujemy ten numer i zostaniemy milionerami :)
Dobrej nocy wszystkim, którzy nie muszą skakać.

wtorek, 12 stycznia 2016

Kraina mlekiem płynąca...

Zbieram się za zapisanie tego postu, ale Tymon nie daje mi żyć.
Teraz śpi, ale obudzi się za 10 min więc pewno znowu nie zdążę i będzie powstawał przez kilka dni...ale cóż, piszę więc...
Cycek, karmienie piersią, mleko matki - każda kobieta w ciąży zastanawia się chyba jak będzie karmić. Dla jednych naturalne jest, że piersią, dla innych nie do pomyślenia.
Dla jednych mleko modyfikowane to trucizna, dla innych zbawienie.
Czym jest dla mnie?
Przy Zuzi poniosłam porażkę - ja odbieram to za porażkę - poddałam się z karmieniem już na samym początku. Nie miałam wsparcia ze strony pielęgniarek, lekarzy, nie znalazłam w okolicy doradcy laktacyjnego...7 lat temu nie było to proste.
Podałam mm i dziecko było najedzone.
Teraz postanowiłam sobie, że zawalczę ale marzyłam już w czasie ciąży, jak przystawiam Małego do piersi, a ten ochoczo wcina moje mleko. Jasne, co chwila słyszałam od koleżanek, że ich dziecko się nie najada, że wisi na piersi non stop - problemy były różne, ale byłam bojowo nastawiona.
Jakież było moje zdziwienie kiedy mój synek odmówił współpracy. Na widok mojej piersi darł się jak opętany.
W 3 dobie przyjechała do nas Doradca Laktacyjna - i tu uwaga - stać mnie było na wydanie 170 PLN na wizytę chociaż bogata nie jestem, nie mniej jednak nie jedną mamę nie stać i tu rodzi się problem ponieważ mówi się głośno..."Idź do doradcy!"- "Gdzie?", "Za co" itp?
Po drugie w szpitalu poprosiłam o poradę laktacyjną i owszem, przyszła Pani - za darmo - nacisnęła na pierś, powiedziała, że mało jest mleka i kazała przystawiać....i poszła. 
Za radą Doradcy przystawia, odciągałam, walczyłam. I mogłabym tak odciagać do 18tki Tymona gdyby tylko mi na to pozwolił.
Bo jak do cholery jasnej mam odciągnąć mleko kiedy muszę:
a) cały czas nosić wyjca na rękach;
b) cały czas nosić wyjca w chuście.
Z laktatorem biegałam cały czas. W każdej wolnej sekundzie, czasami wybierając siku czy odciąganie siedziałam i doiłam się. Doiłam się rano, w południe, w nocy. Moje cycki były wiecznie na wierzchu bo tylko czekałam na moment kiedy mogę odciągnąć mleko.
Szczerze. To była męczarnia. Stresowałam się, że nie mogę przygotować śniadania Zuzi bo muszę ciągnąć mleko.
Tymon z cycka jadł kiedy mu się podoba. Raz pięknie potrafił pociągnąć, innym razem wrzeszczał jak opętany.
I przyszła pora kiedy podałam mm z premedytacją, bo już nie miałam siły, ochoty, chęci.
Byłam wypruta tym dojeniem.
Plułam sobie za to w brodę. Poryczałam się, ale cały czas powtarzałam sobie, że mm to nie trucizna.
Teraz nie jedna sobie pomyśli, że nie walczyłam zbyt dobrze bo podałam smoczek, bo dokarmiałam, bo za mało walczyłam, bo nie dawałam ze strzykawki tylko z butli, bo....1000 innych powodów. Może i tak. Może i ma rację?
Cały czas w mojej głowie siedzi myśl, że inne matki mnie potępiają za to, że dałam mm; że jestem złą mamą; że nie chce dobrze dla mojego dziecka; że na pewno będzie chorował i będzie otyły.
Kurde...mam wrażenie, że to terror laktacyjny.
Czytając hafija.pl dołuję się. Nie mogę przestać myśleć, jak krzywdzę dziecko.
Tak bardzo chciałam, a wytrzymałam tylko 3 miesiące!
Jestem za słaba?
Dlaczego moje dziecko nie chciało mojej piersi?
Dlaczego nie mogłam odciągać hektolitrów?
Dlaczego?
To pytanie pozostanie chyba na zawsze w mojej głowie.
Pocieszające jest tylko to, że Tymcio od czasu do czasu jeszcze possie pierś, a ja w wolnej chwili ściągam nadal, ale chyba już tylko, żeby mieć mniejsze wyrzuty sumienia. 
Ciekawa jestem czy inne mamy też tak myślą? 
No jeszcze ta metafizyka...kurcze, chyba coś ze mną nie tak, bo ja niestety jej nie czułam. Karmienie jest dla mnie zaspokojeniem potrzeby dziecka. Czy coś ze mną nie tak?

Opowieści Starszej Siostry część 3

6 styczeń 2016
Okiem Starszej Siostry
Część  3 „Plan”.

W naszej rodzinie wszystko musi być zaplanowane. Mamy plan co zjemy na obiad w danym tygodniu, mamy plan gdzie pojedziemy na wakacje rok wcześniej, mamy też plan jak będzie wyglądał weekend. Tata planuje wydatki, mama planuje nasze życie…tylko czasami zapominają uwzględnić moich planów…ale teraz to już jest przeginka, bo wszystko jest zaplanowane pod Tymona. Mama siku też idzie zgodnie z planem, czyli w czasie drzemki nr 1. Trzeba Wam Moi Drodzy wiedzieć, że drzemki to teraz podstawa egzystencji w naszym domu. Drzemka Tycia to rzecz święta. Bardzo ważne są też ziewy. Kiedy Tycio robi drugi ziew, coś w stylu „aaaaaaaaa” mama wstaje na równe nogi i zaczyna akcje usypianie i muszę Wam powiedzieć, że dobra jest, bo jej się udaje J Ja mam wrażenie, że Tyć wciąż śpi, ale mama mówi, że to nie prawda, bo śpi często, ale krótko. Mimo, wszystko to i tak cudowny czas :) Każda drzemka to plan na daną rzecz do wykonania, więc dzieje się.
Nasz okap poszedł w odstawkę, odkurzacz jeszcze jest w ruchu, ale rzadziej, a Tyćko ma nowego przyjaciela, który nazywa się Szumiś i szumi….co jak wiadomo Tymo lubi. Dzięki Szumisiowi zmniejszyło się zużycie prądu w naszym domu, co martwi Tauron, a cieszy tatę.
Tymko skończył dziś 3 miesiąc, więc mamy w domu już dużego chłopaka. Waży już 6300 g i śmieje się jak tylko do niego coś mówimy. Jest z niego naprawdę fajny gość. Uwielbia rzuć swoją żyrafę i na razie tylko to go rajcuje, a zabawek ma aż nadto.
Mój brat już mówi. Ha! Dziwicie się? Mówi „gee” – znaczy „Kurde, weź mnie na ręce bo będę ryczał”, „grrrrr” – „rób mi tak dalej, dobrze mi”; „aoooooooo” – bliżej nie określona wypowiedź.
Ten miesiąc obfitował w wiele ciekawych wydarzeń. Widomo bowiem, że były Święta. Tymko jakby miał to wszystko gdzieś i przespał Wigilię. Trochę go nie rozumiem, jak można przespać prezenty, no jak?
W drugi dzień świąt również wypędzaliśmy diabełka z mojego brata, znaczy się był chrzest. Tymcio nie głupi, nie pozwoli o sobie zapomnieć księdzu, więc:
a)    a)  Ryczał jak opętany
b)    b)  Wzburzył księdza swoim nieświętym imieniem – a ksiądz po prostu nie rozumie, że kiedyś ktoś musi być pierwszy i może to mój brat będzie właśnie nim :)
Tyciek świetnie już sobie radzi leżąc na brzuszku. Główkę zadziera wysoko…a potem krzyczy „odwróćcie mnie do jasnej ciasnej”.
A teraz żegnam się z Wami czule i wysyłam parę zdjęć :)

Starsza Siostra Zuzia M.