wtorek, 12 stycznia 2016

Kraina mlekiem płynąca...

Zbieram się za zapisanie tego postu, ale Tymon nie daje mi żyć.
Teraz śpi, ale obudzi się za 10 min więc pewno znowu nie zdążę i będzie powstawał przez kilka dni...ale cóż, piszę więc...
Cycek, karmienie piersią, mleko matki - każda kobieta w ciąży zastanawia się chyba jak będzie karmić. Dla jednych naturalne jest, że piersią, dla innych nie do pomyślenia.
Dla jednych mleko modyfikowane to trucizna, dla innych zbawienie.
Czym jest dla mnie?
Przy Zuzi poniosłam porażkę - ja odbieram to za porażkę - poddałam się z karmieniem już na samym początku. Nie miałam wsparcia ze strony pielęgniarek, lekarzy, nie znalazłam w okolicy doradcy laktacyjnego...7 lat temu nie było to proste.
Podałam mm i dziecko było najedzone.
Teraz postanowiłam sobie, że zawalczę ale marzyłam już w czasie ciąży, jak przystawiam Małego do piersi, a ten ochoczo wcina moje mleko. Jasne, co chwila słyszałam od koleżanek, że ich dziecko się nie najada, że wisi na piersi non stop - problemy były różne, ale byłam bojowo nastawiona.
Jakież było moje zdziwienie kiedy mój synek odmówił współpracy. Na widok mojej piersi darł się jak opętany.
W 3 dobie przyjechała do nas Doradca Laktacyjna - i tu uwaga - stać mnie było na wydanie 170 PLN na wizytę chociaż bogata nie jestem, nie mniej jednak nie jedną mamę nie stać i tu rodzi się problem ponieważ mówi się głośno..."Idź do doradcy!"- "Gdzie?", "Za co" itp?
Po drugie w szpitalu poprosiłam o poradę laktacyjną i owszem, przyszła Pani - za darmo - nacisnęła na pierś, powiedziała, że mało jest mleka i kazała przystawiać....i poszła. 
Za radą Doradcy przystawia, odciągałam, walczyłam. I mogłabym tak odciagać do 18tki Tymona gdyby tylko mi na to pozwolił.
Bo jak do cholery jasnej mam odciągnąć mleko kiedy muszę:
a) cały czas nosić wyjca na rękach;
b) cały czas nosić wyjca w chuście.
Z laktatorem biegałam cały czas. W każdej wolnej sekundzie, czasami wybierając siku czy odciąganie siedziałam i doiłam się. Doiłam się rano, w południe, w nocy. Moje cycki były wiecznie na wierzchu bo tylko czekałam na moment kiedy mogę odciągnąć mleko.
Szczerze. To była męczarnia. Stresowałam się, że nie mogę przygotować śniadania Zuzi bo muszę ciągnąć mleko.
Tymon z cycka jadł kiedy mu się podoba. Raz pięknie potrafił pociągnąć, innym razem wrzeszczał jak opętany.
I przyszła pora kiedy podałam mm z premedytacją, bo już nie miałam siły, ochoty, chęci.
Byłam wypruta tym dojeniem.
Plułam sobie za to w brodę. Poryczałam się, ale cały czas powtarzałam sobie, że mm to nie trucizna.
Teraz nie jedna sobie pomyśli, że nie walczyłam zbyt dobrze bo podałam smoczek, bo dokarmiałam, bo za mało walczyłam, bo nie dawałam ze strzykawki tylko z butli, bo....1000 innych powodów. Może i tak. Może i ma rację?
Cały czas w mojej głowie siedzi myśl, że inne matki mnie potępiają za to, że dałam mm; że jestem złą mamą; że nie chce dobrze dla mojego dziecka; że na pewno będzie chorował i będzie otyły.
Kurde...mam wrażenie, że to terror laktacyjny.
Czytając hafija.pl dołuję się. Nie mogę przestać myśleć, jak krzywdzę dziecko.
Tak bardzo chciałam, a wytrzymałam tylko 3 miesiące!
Jestem za słaba?
Dlaczego moje dziecko nie chciało mojej piersi?
Dlaczego nie mogłam odciągać hektolitrów?
Dlaczego?
To pytanie pozostanie chyba na zawsze w mojej głowie.
Pocieszające jest tylko to, że Tymcio od czasu do czasu jeszcze possie pierś, a ja w wolnej chwili ściągam nadal, ale chyba już tylko, żeby mieć mniejsze wyrzuty sumienia. 
Ciekawa jestem czy inne mamy też tak myślą? 
No jeszcze ta metafizyka...kurcze, chyba coś ze mną nie tak, bo ja niestety jej nie czułam. Karmienie jest dla mnie zaspokojeniem potrzeby dziecka. Czy coś ze mną nie tak?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz